Chcesz być zdrowy – weź sobie na lekarza psa.

Wielu medycznych specjalistów z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych z całą powagą twierdzi, że psy praktycznie powinny być „przepisywane” na receptę singlom, także w celu poprawy zdrowia, szczególnie w przypadku osób z chorobami układu krążenia.

Już w starożytnej Grecji uznawano psy za uzdrowicieli. W średniowiecznej Europie pojawiały się pierwsze wzmianki o wykorzystywaniu zwierząt wiejskich w terapii ludzi. Jednak dopiero w XVIII wieku powstały pierwsze opracowania naukowe na temat efektów terapii z udziałem zwierząt. Między innymi twórca psychoanalizy, Zygmunt Freud, przychodził na sesje ze swoim ukochanym psem Jofi i zalecał pacjentom kontakt ze zwierzętami.

Pies jako terapeuta sprawdza się doskonale. Kocha nas bezwarunkowo, niczego nie oczekuje, nie ocenia. Potrzebuje tylko pełnej miski i kilku codziennych spacerków.

A to leży w naszym interesie. Wymusza np. regularne spacery w każdą pogodę (któż z nas dobrowolnie chodziłby po parku w czasie pluchy i deszczu?) W ten sposób wzmacniamy naszą kondycję, poprawia się nam krążenie, praca stawów, mięśni, układu oddechowego i odpornościowego.

Amerykańscy naukowcy z Uniwersytetu Missouri-Columbia wykazali, że codzienny godzinny spacer z czworonogiem wpływa korzystniej na stan zdrowia niż spacer w towarzystwie innego człowieka. Taka przechadzka jest według nich bardziej intensywna. Lekarze często radzą pacjentom po zawale czy wylewie, by wzięli do domu psa, będzie skuteczniejszy niż terapeuta. Także jest duchowym pomocnikiem, pomaga odnaleźć radość życia. Osobom załamanym i będącym w depresji pies pozwala zachować kontakt ze światem, a dzięki temu szybciej wrócić do zdrowia.

Jak ważny jest codzienny kontakt ze zwierzęciem, wykazały badania przeprowadzone przez dr Erikę Friedman z Uniwersytetu Pensylwania, która obserwowała pacjentów hospitalizowanych z powodu zawału lub choroby wieńcowej. Fakt, że w domu czeka pies czy kot, bardziej niektórych mobilizował do walki o życie, niż obecność współmałżonka lub wsparcie rodziny!

 

W USA terapię z udziałem zwierząt, tzw. petterapię, zapoczątkowano w latach siedemdziesiątych. Twórcą nazwy i propagatorem metody był psycholog dziecięcy Boris Levision.  Zauważył on, że autystyczne dzieci, które nie potrafiły nawiązać kontaktu z dorosłymi, na psy reagowały ożywieniem i zaciekawieniem. W amerykańskich domach opieki wolno trzymać zwierzęta, można je przyprowadzać do szpitali. U nas to niemożliwe, a szkoda, bo jak twierdzi profesor medycyny klinicznej Kenneth R. Pelletier, po wizycie psa w domach spokojnej starości pensjonariuszom spada ciśnienie krwi i tętno. Po wizycie człowieka nie występują takie objawy. Czasem odwrotnie – ciśnienie się podnosi.

W Polsce wykorzystaniem psów w rehabilitacji ludzi niepełnosprawnych pierwsza zainteresowała się Maria Czerwińska (prezes fundacji Przyjaźni Ludzi i Zwierząt „CZE-NE-KA”), która jest też twórczynią nazwy „dogoterapia”. Ten rodzaj terapii jest wskazany dla: dzieci z porażeniem mózgowym, z zespołem Downa, także dla chorych na schizofrenię, artretyzm, zanik mięśni, osób upośledzonych umysłowo, uszkodzenie wzroku lub słuchu, cierpiących na chorobę Alzheimera. Z pomocy psów korzystają także epileptycy – specjalnie wyszkolone czworonogi wyczuwają nadchodzący atak, dzięki czemu można w odpowiednim czasie zażyć leki i cukrzycy.

Zajęcia z dogoterapii pomagają: stymulować zmysły: słuchu, wzroku, dotyku, ćwiczyć koncentrację, wyzwalać spontaniczną aktywność, doskonalić sprawność ruchową, okazywać uczucia, rozwijać samodzielność, porozumiewać się z otoczeniem, wzbogacać zasób słów.

Często bliski kontakt z psem okazuje się najlepszą dla nas terapią i lekiem na zło nasze codzienne.

Konkluzja ?  Wybierz się do najbliższego schroniska i spotkaj w nim swojego przyjaciela.