Czy Polska nie powinna się wstydzić? (1)

oboz%20tytul%20wrog

W ostatnim dniu stycznia, 64 lata temu, gdy dla Polaków kończyła się wojna, dla wielu Ślązaków zaczynała się gehenna – trafiali do stalinowskiego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie, będącego wcześniej filią hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Wyzwolonego ledwie kilka dni wcześniej. Tak więc wymienili się w nim tylko lokatorzy…
Po przejściu frontu przez Górny Śląsk władze sowieckie i polskie wykorzystały zachowane poniemieckie obozy do umieszczania w nich osób narodowości niemieckiej, volksdeutschów oraz podejrzanych o wrogi stosunek do nowego ustroju.

I tak oświęcimski obóz koncentracyjny stał się miejscem osadzenia wielu Górnoślązaków przed wywiezieniem do ZSRR.

Do kopalń, na Syberię, na zawsze.

 

Do dużych obozów – dawnych filii Oświęcimia – w Jaworznie i Mysłowicach kierowano setki zatrzymanych mieszkańców Górnego Śląska, których jedyną „winą” było posiadanie II grupy Deutsche Volksliste.
Największym obozem na tym terenie był Centralny Obóz Pracy (COP) w Jaworznie, a cały system więziennictwa i obozów podlegał Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, stąd cały personel obozowy stanowili funkcjonariusze UB, z najsłynniejszym Salomonem Morelem.
Zdaniem historyków takie działania „wyzwolicieli” były wynikiem nieznajomości stosunków narodowościowych na Śląsku, oraz chęci szybkiego i surowego rozprawienia się z wszystkimi, którzy zaparli się polskości.
Akcja prowadzona była przez kadrę napływowych z Polski urzędników oraz funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa, którzy byli zupełnie niezorientowani w strukturze narodowościowej Górnego Śląska.
Starano się przekonać wszystkich, że do obozu trafiają wyłącznie Niemcy oraz znienawidzeni aktywiści ruchu nazistowskiego. Gdy na początku marca 1945 r. osoby zatrzymane na terenie Katowic uformowano w kolumny i popędzono w kierunku Świętochłowic, na czele każdej kolumny postawiono człowieka z nazistowską flagą.
W samych Katowicach na początku 1945 r. mieszkało ok. 14 tys. osób zaliczonych do II grupy volkslisty, a w pobliskim Chorzowie aż 33 tys. Praktycznie więc wszyscy powinni znaleźć się w obozach, bo niejako „automatycznie” blisko 2/3 mieszkańców przedwojennego województwa śląskiego (bez Śląska Cieszyńskiego) otrzymało III grupę volkslisty. Grupa II liczyła ponad 200 tys. osób !
Dylematy związane z volkslistą dobrze oddaje funkcjonujący wówczas na Śląsku wierszyk:

„Jeśli się nie podpiszesz/ twoja wina, zaraz cię wezmą do Oświęcimia, a gdy się podpiszesz ty stary ośle/ zaraz cię Hitler na Ostfront pośle”.

Było oczywiste, że strachu przed deportacją, represjami, po wezwaniach biskupa śląskiego Stanisława Adamskiego do „maskowania się”, ponad 90% mieszkańców Górnego Śląska zadeklarowało swą narodowość i język jako niemieckie.
Patrzenie na zagadnienie niemieckiej listy narodowościowej na Górnym Śląsku poprzez doświadczenia z volksdeutschami w Generalnym Gubernatorstwie, doprowadziło nowe władze polskie do powstania wypaczonego wizerunku „Ślązaka – zaprzańca”.
Jak pokazała praktyka krzywdziło to miejscową ludność, naznaczając ją piętnem zdrajców i kolaborantów.
Władze wojewódzkie z czasem zrozumiały, że zbyt rygorystycznie podeszły do tej kwestii i sam wojewoda Aleksander Zawadzki, partyjny „aparatczyk” Bieruta przyznał, że wynikało to z braku orientacji w tej sprawie.
Zerwanie z zasadą, że stopień winy zależy od kategorii niemieckiej listy narodowościowej, nastąpiło w ustawie z 28 VI 1946 r. o odpowiedzialności karnej za odstępstwo od narodowości w latach 1939-1945. Od tego momentu do obozów nie trafiały już osoby z uwagi na grupę volkslisty, ale z względu na konkretne czyny, wskazujące, że dopuściły się zdrady narodu.
Nie od rzeczy będzie przypomnienie, że ktoś przecież musiał też teraz kopać węgiel w kopalniach, wytapiać stal w hutach, bo tego potrzebowała ludowa ojczyzna…
Image

 

Obóz w Świętochłowicach funkcjonował od stycznia do listopada 1945 r. i przeszło przez niego blisko 6 tys. osób, z których niemal 1/3 nie przeżyła. Przez wiele lat jego historia była zatajana i zakłamywana, a więzieni i ich rodziny obawiając się represji, milczeli . Za ujawnienie prawdy o tym, jak traktowano rdzennych mieszkańców Górnego Śląska w pierwszych latach Polski Ludowej można było nawet być represjonowanym.
Do dziś są to zresztą wstydliwe dla reszty Polski wydarzenia, a o pamięć dla pomordowanych upomina się jedynie Ruch Autonomii Śląska, organizując uroczystości, marsze pamięci, itp. Władze z Warszawy i politycy na te obchody nie przyjeżdżają…
Znamiennym m.in. jest fakt, że Salomon Morel krwawy komendant tego i innych obozów, oskarżony o ludobójstwo, spokojnie dożył swych dni w Tel Awiwie, pobierając nawet emeryturę z Biura Emerytalnego Służby Więziennej w Polsce!

 

Image

Morel w w 1945 i współcześnie.

 

CDN

W następnym odcinku „Piramida Salomona Morela” – czyli jak cierpieli Ślązacy w obozie w Świętochłowicach w wyzwolonej, wolnej Polsce.

( Na podstawie materiałów z IPN, opracował Ciekawski)