Sląski Lwowiak i Król Życia
Wspomnienie o Wojciechu Kilarze. Na pytanie australijskiej reżyserki Jane Campion: „Co trzeba mieć w sobie, żeby pisać taką muzykę?”, odpowiedział: „Wystarczy mieszkać w Katowicach”. (W 1996 r. dwa branżowe amerykańskie pisma filmowe uznały jego muzykę do „Portretu damy” Jane Campion za najlepszą na świecie). Z drugiej zaś strony typowy Lwowiak : – Znam osoby, które bywały w świecie, widziały Rzym, Paryż, Londyn, Nowy Jork, Ateny (…) i które odwiedzając po raz pierwszy Lwów mówią: Mój Boże, nie wiedzieliśmy, że pochodzisz z tak cudownego miasta. To najpiękniejsze, najwspanialsze polskie miasto – opowiadał, dodając, że Śląsk jest jego adoptowaną ojczyzną – Jestem „Ślązakiem ze Lwowa, ale Ślązakiem”. Pytano go często, dlatego woli Katowice od Warszawy, gdzie przecież jest centrum Polski, ministerstwo kultury, telewizja, Filharmonia Narodowa. Odpowiadał wtedy tak: – Odkąd zbudowano w Pyrzowicach lotnisko, Warszawa nie jest mi potrzebna. Z Pyrzowic lecę do Frankfurtu, a stamtąd do Nowego Yorku, Tokio itd. W Ameryce z kolei dziwiono się dlaczego mieszka w Polsce, bo po sukcesach w komponowaniu muzyki filmowej, m.in. do „Draculi” Francisa F. Coppoli, mógłby przenieść się do Hollywood. Odmówił nawet De Palmie, bo jego propozycja zbiegła się z zaproszeniem Polańskiego, do skomponowania muzyki do „Pianisty”. – W tym przypadku nie miałem najmniejszych wątpliwości, co wybrać, mimo że warunki finansowe zaproponowane przez producentów „Femme Fatale” były o wiele atrakcyjniejsze. Temat filmu, nazwisko Polańskiego oraz nasza wieloletnia znajomość czy wręcz przyjaźń – to wszystko było znacznie ważniejsze od pieniędzy. Kiedy dowiedziałem się, że te terminy się pokrywają w ciągu minuty zrezygnowałem z de Palmy – opowiadał. Jedna z anegdot mówi, że Coppola pod obrazy z Draculi podłożył muzykę z „Ziemi obiecanej” i powiedział : -Napisz mi taką samą … Amerykanie uhonorowali go Nagrodą Amerykańskiego Stowarzyszenia Kompozytorów, Autorów i Producentów „ASCAP Award 1992″ w Los Angeles, . Urodzony we Lwowie w 1932 roku, na Śląsk trafił z rodzicami w 1948 roku, jako jeden z wielu repatriantów ze wschodu. Wybierali najczęściej Bytom i Gliwice. Mama Neonilla Kilar-Krzywiecka była aktorką i znalazła pracę w katowickim teatrze, zamieszkali więc w tym mieście. Młody Wojtek skończył szkołę muzyczną w Katowicach, był utalentowanym pianistą. Edukację muzyczną uzupełniał jako stypendysta rządu francuskiego w Paryżu w latach 1959-60; uczęszczał na zajęcia kompozycji do Nadii Boulanger. Potem zainteresował się komponowaniem, tworząc wraz z Krzysztofem Pendereckim. Przełomem w jego twórczości był „Krzesany”, do dziś uznawany za światowe arcydzieło kompozytorskie. Kilar uważał się za mistrza w czekaniu i nieforsowaniu niczego na siłę. – Nie denerwuję się – zapewniał – Jeśli nic nie przychodzi mi do głowy przez rok, dwa, nawet pięć lat. To, co najlepsze w muzyce, zrobiłem lekką ręką. Komponowanie muzyki filmowej uznawał za zabawę raczej, niż coś poważnego. Namówił go tej twórczości Kazimierz Kutz, odkrywając Kilara dla kinematografii i tworząc z nim słynny tryptyk: Sól ziemi czarnej, Perła w koronie i Paciorki jednego różańca. Potem kolejni reżyserzy stanęli niemal że w kolejce do kompozytora. – Film jest rzeczą bardzo przyjemną. Dzięki niemu zwiedziłem kawał świata, żyję trochę lepiej i jeżdżę lepszymi samochodami, ale ważniejsza jest muzyka symfoniczna – mówił o swej pracy, dodając: – Dziwię się miłości reżyserów do mnie, bo czasami widzę, że mają kłopoty z moją muzyką, ale być może ma dla nich jakieś inne wartości. Generalnie nie mam żadnej teorii na temat muzyki filmowej. Po prostu oglądam film i piszę to, co mi się nasunie. W sumie Kilar ozdobił muzyką ok. 130 filmów i praktycznie każdy z nas nosi w swoich uszach jakiś jego filmowy motyw muzyczny, nie uświadamiając sobie skąd znamy tę melodię. Oto kilka tytułów filmów z muzyką Kilara : „Sami swoi”, „Rejs”.„Lalka”, „Przygody pana Michała”, „Ziemia obiecana”, „Pan Tadeusz”, także „Pianista” i „Dziewiąte wrota”. W 2007 r. podczas spotkania zorganizowanego w Katowicach z okazji 75. Urodzin, kompozytor powiedział: – Próbowałem wiele razy napisać piosenkę czy pieśń. Jedno co mi się w miarę udało, z czego jestem bardzo dumny, weszło w repertuar fantastycznych meczów siatkówki w katowickim Spodku – mianowicie wstęp do „Przygód pana Michała”, pieśń „W stepie szerokim”. To niezwykła satysfakcja – czuję się trochę autorem tych zwycięstw siatkarzy. Krzysztof Zanussi któremu pisał muzykę do wszystkich jego obrazów, zarówno powstających w Polsce, jak i kręconych za granicą, powiedział o nim, że był jak jego ukochane koty: kapryśny, elegancki i wieloznaczny. Dobre garnitury, dobre samochody, ulubiona marka to Mercedes, firma sama informowała go, że wypuszcza nowy model. Jako wielbiciel futbolu kibicował Ruchowi i Bayernowi. Lubił Niemcy i jako łasuch twierdził, że najlepszą pizzę jadł w Düsseldorfie. Na ręce zegarek Chopard seria 1860 sztuk( cena ok. 20 tys. eu sztuka) , bon vivant, znający smak życia. Do Nowego Jorku latał tylko concordeami. W każdym odwiedzanym mieście miał swój ulubiony hotel. W Paryżu był to 5-gwiazdowy Raphaël z pokojem 609 na najwyższym piętrze. Jadał zwykle w Chez André, ulubionej restauracji Polańskiego. Gdy wchodził kelnerzy witali go, nie pytając o zamówienie, znając jego menu. – Pierwsza rzecz, którą się interesuję jest nazwisko reżysera. Drugą rzeczą jest wysokość honorarium. Na samym końcu czytam scenariusz. Jeśli te trzy elementy są do zaakceptowania, wtedy przyjmuję propozycję. W przeciwnym razie zwykle ją odrzucam – w 2003 roku w rozmowie z serwisem Stopklatka wyjawił, jakie kryteria stosuje przy wyborze ofert. Nie jest tajemnicą, że odmówił napisania muzyki do „Władcy pierścieni” Petera Jacksona, nie chciał też pracować przy filmach akcji (np. z Jean-Claude Van Dammem) czy takich, które trzeba jedynie „zalać” dźwiękiem, np. z Monicą Bellucci i Vincentem Casselem. Jedna z anegdot mówi, że przed wielu laty pobił z przyjaciółmi rekord „biesiadowania” w Bristolu – półtorej doby bez przerwy. Potem pod wpływem ukochanej żony przestał brać alkohol do ust. – Nie wstydzę się do tego przyznać, że to właśnie dzięki żonie przestałem pić alkohol; w tej chwili nie wezmę do ust nawet nadziewanej nim czekoladki. „Jestem dewotem” – żartował ze swej szczerej religijności wiernego słuchacza Radia Maryja. Często szukał samotności w klasztorze Paulinów na Jasnej Górze, gdzie cieszył się specjalnymi względami. W każdej marynarce nosił różaniec. Swoje motto życiowe zdradził młodej dziennikarce Przeglądu : „Płaczki chodzą po ulicy i zerwie się sznur. Kołowrót złamany wpadnie do studni. Zbliża się koniec dni twoich. Cieszcie się tedy. Dobrze jest jeść i pić, dobrze jest być z niewiastą. I to wszystko i tak marność nad marnościami”. ( Księga Koheleta) ( cytaty: .tvn24.pl, Tygodnik Powszechny , Niedziela.pl, wyborcza .pl, pr 2 Polskiego Radia, Przegląd) (photo by: Piotr Małecki / Forum) |