Ernst „Ezi” Wilimowski – piłkarz „wyklęty”
100 lat temu, na świecie wojna i 23 czerwca, w niemieckich wtedy Kattowitzach rodzi się Ernst Wilimowski.
Będzie brzydki: z rudymi włosami, odstającymi uszami, krzywymi nogami i sześcioma palcami u prawej nogi.
Ale będzie też wielki i stanie się legendą. Także wielką zagadką – zdrajca, bohater, czy też niewinna ofiara polityki?
Został wymazany z historii – przez Polaków jako zdrajca, przez Niemców jako wspomnienie czasów III Rzeszy, ale dziś już się o nim wspomina częściej.
Był najbardziej skutecznym łowcą bramek dla jednych i dla drugich: strzelił 21 goli w 22 meczach dla Polski, z czego jedną bramkę w meczu z Niemcami.
Z kolei dla Niemców zdobył 13 goli, i to zaledwie w ośmiu meczach.
Czy w swojej karierze piłkarskiej strzelił 1175 bramek w oficjalnych meczach, więcej niż Messi i Ronaldo razem, też jest kwestionowane – tak jak wiele epizodów z jego życia.
O Wilimowskim napisano kilka książek, przed kilkoma dniami w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Thomasa Urbana, niemieckiego dziennikarza i pisarza, w którym pisze on o niezbyt znanych fragmentach w życiu Eziego.
Dokumentacja na jego temat spłonęła w czasie wojny a on sam wymyślał o sobie różne, nie zawsze prawdziwe historie.
M.in. w jego pierwszej biografii, wydanej w Niemczech wspomina, jak to przed II wojną światową poznał w Tatrach młodego księdza Karola Wojtyłę. Długo rozmawiali, razem byli na mszy. Piękna historia, ale niestety nieprawdziwa: Karol Wojtyła wtedy jeszcze licealistą, został księdzem dopiero po wojnie.
Dla powojennych Polaków przez co najmniej pół wieku nie istniał, został wymazany nawet ze statystyk sportowych.
W prasie PRL cytowana była wypowiedź kolegi Wilimowskiego z Ruchu, króla strzelców ligi Teodora Peterka :
„W pierwszych dniach wojny w niemieckiej gadzinówce » Kurier” ukazał się wywiad z Wilimowskim, w którym ten wyparł się narodowości polskiej i oświadczył, że w pierwszych dniach wojny zdezerterował ze swej jednostki, przechodząc na stronę armii niemieckiej”.
Tymczasem nie był on nigdy w polskim wojsku, Peterek, też zresztą żołnierz Werhmachtu, twierdził potem, że nie wypowiedział tych słów. W ówczesnej prasie nie ma także śladu takiego artykułu.
Zresztą Ezi był szwarccharakterem prasy polskiej jeszcze przed wojną , gdy opisywano jego pociąg do alkoholu, m.in. incydent z próbą podjętą przez emisariuszy Polonii Warszawa, którzy przyjechali na Śląsk, upili mistrza i bezskutecznie podsuwali mu do podpisania kontrakt z klubem warszawskim.
Także prasa niemiecka na Śląsku wcale nie była nastawiona do niego przychylnie. „Oberschlesischer Kurier” napisał:
„Wiemy, że u Wilimowskiego wielki talent piłkarski jest związany z moralną bezpodstawnością”. Co oznaczać miało „ukrytą opcję” polską ?
Przed służbą w Wehrmachcie uciekł z Chorzowa do TSV 1860 Monachium, ale jej nie uniknął. Historyk sportu Mariusz Kowoll znalazł krótką notatkę w piśmie „Oberschlesischer Kurier” z 8 listopada 1943 r.:
„Wilimowski pozdrawia czytelników gazety z lazaretu, gdzie wykuruje się po zranieniu”. Wilimowski był wtedy żołnierzem w obronie przeciwpancernej, a jego jednostka walczyła na froncie wschodnim.
Dla „prawdziwych Polaków” służba w Werhmachcie i Volkslista to do dziś największe grzechy Ślązaków.
„Ezi”, jak nazwali Wilimowskiego kibice i koledzy, żył w ciągłym napięciu i rozdarciu : matka Niemka, ojczym polski patriota; podstawówka niemiecka, liceum polskie; klub niemiecki, a potem polski.
Kiedy prasa krakowska, szczególnie nieufna wobec Górnoślązaków, napisała, że Wilimowski jest Niemcem, zarząd Ruchu pośpieszył z wyjaśnieniem, że „jest Polakiem z krwi i kości”.
Reprezentant Polski, reprezentant Niemiec.
Typowy śląski życiorys
Władze PRL łagodnie obeszły się tylko z Gerardem Cieślikiem, który też miał w życiorysie epizod werhmachtowski. W takim mundurze dostał się do niewoli aliantów, ci przekazali go Rosjanom i tylko cudem uniknął wywózki do obozu na Syberii. Potem długo musiał się „wykręcać” od gry w Legii Warszawa – symbolu polskiego patriotyzmu, która chętnie by jednak przygarnęła „syna marnotrawnego”.
Dziś Cieślik jest uznaną legendą polskiego sportu w przeciwieństwie do Eziego, o którym ciągle mówi się półgębkiem. Jedynie kibice Ruchu Chorzów regularnie odwiedzają jego grób w Karlsruche.
Nawet teraz o okrągłej setnej rocznicy jego urodzin, przypadającej nomen omen w dzień po meczu Polska – Niemcy, wspomniała tylko śląska prasa.
Wilimowski chciał odwiedzić polską reprezentację podczas Mistrzostw Świata w 1974 r w Niemczech. Kierownictwo reprezentacji z Kazimierzem Górskim nie wyraziło na to zgody.
Powiedzieli o Wilimowskim:
– Gdyby doszło do mistrzostw świata w 1942 r. niewykluczone że nie mówilibyśmy o Pele, a mówilibyśmy o Wilimowskim – Andrzej Gowarzewski, autor Encyklopedii Piłkarskiej Fuji. Zacytował słowa piłkarza z wywiadu :
„Nigdy nie interesowałem się polityką, o Hitlerze wiedziałem tyle co inni, a gdy wychodziłem na boisko, to po prostu chciałem grać. Nieważne z kim, przeciwko komu, byle dobrze, byle wygrać”
– Słowo zdrajca nie jest całkowicie nie na miejscu- Bohdan Tomaszewski, legendarny dziennikarz i sprawozdawca Polskiego Radia. Wolne warszawskie media mocno nagłośniły tę wypowiedź.
(Po tych słowach Wilimowski zrezygnował z przyjazdu do Polski w 1995 roku , zaproszony z okazji 75-lecia istnienia Ruchu Chorzów. Przypomnijmy, że od 6 lat wolną Polską już nie rządziła komuna, tylko sprawiedliwa, prawicowa władza)
– Wilimowski byłby idealny do showbiznesu. Gdyby grał dzisiaj byłby milionerem – Dithelm Blacking, niemiecki historyk sportu.
– Dlaczego ojciec przyjął propozycję gry w reprezentacji III Rzeszy? Dostał korzystna ofertę finansową i nie chciał umierać na wojnie – Sylwia Haarke, córka Ernesta Wilimowskiego.
* Udział w reprezentacji Niemiec zwalniał go z wcielenia do Werhmachtu i wysłania na front.
( wyk. Katowice. Wyborcza. Ernest Wilimowski – strzelał gole Niemcom i potem zdobywał dla nich bramki, Miljenko Jergović „Wilimowski” 2016)
Ernst Wilimowski z wnukiem Stevenem. .