Futbolista Wyklęty
„Był niesamowity, potrafił przedryblować kilku rywali, położyć na murawie bramkarza i jeszcze tuż przed linią bramkową poczekać, aż wszyscy się pozbierają, po czym strzelał do siatki.
Miał przy tym szelmowski uśmiech na twarzy” – to wybitny polski trener Kazimierz Górski o najlepszym, zdaniem fachowców piłkarzu w historii reprezentacji Polski. A przy tym tragicznej postaci sportowca, który chciał tylko grać w piłkę ale wmieszała się w to historia. Ernest Wilimowski do 1939 roku był narodowym bohaterem, w ostatnim meczu reprezentacji Polski z Węgrami, w owym czasie piłkarskiej potęgi, kilka dni przed wybuchem wojny w Warszawie, strzelił 3 bramki. Do historii przeszły mecze Wilimowskiego w koszulce z orłem na piersi na mistrzostwach świata. W debiucie Polski w 1938 roku w Strasburgu strzelił cztery bramki Brazylii, piąta padła z rzutu karnego podyktowanego za faul na nim. Sam uważał się za Górnoślązaka, godoł po naszymu, po polsku i niemiecku. Był obywatelem II Rzeczpospolitej, po wybuchu wojny podpisał volkslistę, przez co jako obywatel Niemiec grał w niemieckich klubach i reprezentacji Niemiec. Ogółem jego dorobek sportowy jest imponujący: 112 bramek w 86 meczach w lidze dla Ruchu Wielkie Hajduki (Ruch Chorzów) 21 bramek w 22 spotkaniach reprezentacji Polski 13 goli w 8 występach reprezentacji Niemiec 1175 goli w całej karierze. Fachowcy piłkarscy porównują go dziś do Messiego. Tylko 172 cm wzrostu, chudy, rudy, odstające uszy, niesamowity drybling, piłkarski spryt, grał na pozycji lewego łącznika. W czasach, gdy linia napadu składała się z pięciu graczy, to był zawodnik, mający na boisku miejsce między środkowym napastnikiem a lewoskrzydłowym – wyprzedzał epokę w piłce- mówią fachowcy. Ale miał pecha, bo dostał się w „młyny historii”, gdy on tylko chciał grać w piłkę. Mieszkańców Śląska jego życiorys nie dziwi – takie były losy Ślązaków. Dla warszawskich patriotów został zdrajcą – nawet wspomniany trener Górski, nie chciał z nim rozmawiać, gdy ten przyszedł do hotelu pogratulować gry reprezentacji Polski w MŚ w 1974. Ponoć że strachu przez bezpieką, która go obserwowała. Wilimowski przez recepcjonistę, na kartce papieru miał podobno przekazać trenerowi Górskiemu kilka słów : „ Chciałem pana poznać, o panu teraz głośno, niech się powiedzie polskiej drużynie, proszę mnie źle nie wspominać. EW” W 1995 roku, już w wolnej Polsce, Ernesta Wilimowskiego, weterana zasłużonego dla klubu, zaproszono na obchody 75-lecia Ruchu Chorzów. Głośny protest podnieśli „polscy patrioci z Warszawy” a słynny dziennikarz Bohdan Tomaszewski publicznie nazwał go „zdrajcą narodu polskiego”, twierdząc, że tacy jako on renegaci nie powinni przyjeżdżać do Polski. Wilimowski zrezygnował z odwiedzenia rodzinnych stron. W dwa lata później, 30 sierpnia zmarł w Karlsruche. 10 lat po jego śmierci, działacze Ruchu Autonomii Śląska wystąpili z propozycją, by stadion Ruchu Chorzów przy ulicy Cichej w Chorzowie nazwać imieniem Ernesta Wilimowskiego. Ówczesny prezydent odrzucił propozycję, RAŚ zbiera podpisy, władze Chorzowa uciekają od tematu. Los bywa jednak przekorny. Oto teraz imieniem Wilimowskiego może zostać nazwana jedna z gondoli odnowionej Elki w Parku Śląskim w Chorzowie. Dziennikarze Dziennika Zachodniego wpadli na pomysł aby 15 gondoli kolejki linowej nosiło imiona sławnych Ślązaków. Wybór należy do czytelników i pojawiły się propozycje postaci historycznych, Korfanty, Ziętek, współczesnych ( Kutz) ale wśród wielu nazwisk, najwięcej głosów zdobył Ezi Wilimowski. Można się spodziewać teraz hałasu ze strony „prawdziwych Polaków” i ciekawe, czy organizatorzy ośmielą się dochować warunków plebiscytu czytelników ? Kiedy wreszcie z tego piłkarza zdjęta zostanie klątwa zdrajcy? |